Archive for Luty 2010

Lola Lou

2010-02-27

Ja mam nadzieję, że zanotowaliście w głowach, iż dzisiaj w Łodzi po raz ostatni przed wyjazdem do RPA wystąpi Lola Lou?

Gdy magia powraca

2010-02-26

Panasonic VIERA P906iPamiętacie moje narzekania, że do dzisiaj nie ma na rynku żadnego telefonu, który choć w przybliżeniu byłby tak dobry jak Panasonic VS6? Małżonek IP podpowiedział wówczas: poczekaj, Panasonic ma już w Japonii tyranozaura, który zmiecie wszystkie szajsungi.
I miał rację.

Intro: VIERA – trade mark firmy Panasonic Corporation, powstały w wyniku skrótu ze słów Video Era, znany w Europie z telewizorów plazmowych Full HD i HD Ready.

Problem w tym, że to absolutne cudo japońskiej technologii jest na Europę… zbyt nowoczesne.
To, że ma wbudowany GPS i WiFi 7 Mbit to w ogóle nie jest temat. Ale rozdzielczość jego ekranu wynosi… 854×480. Czterystu osiemdziesięciu to te nasze euroazjatyckie zabawki nie mają nawet na szerszym brzegu.

Ma wbudowany tuner MPEG-4, dzięki czemu można na nim oglądać telewizję cyfrową w standardzie, którego w Europie nawet jeszcze nie ma. Podobno Polska dzięki swojemu cywilizacyjnemu zapóźnieniu będzie pierwsza. 🙂

Ekran ma rozdzielczość Full VGA na ekranie 3,1 cala przy kontraście 4000:1. Kolorów oczywiście 16 milionw, no jakże by inaczej.

Procesor jest szybszy niż w PlayStation Portable i gry symulujące wyścigi chodzą na nim jak złoto. Dla fanów dodam, że Mario Bros również.

Aparat fotograficzny robi odlotowe zdjęcia dzięki CMOS. W czasie gdy europlebs goni za nonsensownymi 12 megapikselami na malutkiej matrycy, Panasonic dał w ledwie pięciomegowym aparacie możliwość zrobienia zdjęć jakości prawie lustrzanki. Nic dziwnego, w końcu mój pięcioletni VS6 (2 Mpix) robi lepsze zdjęcia niż Sony Ericsson C902.

Przeciętny „górnopółkowy” eurozłom nagrywa filmy z prędkością ledwie 15 klatek na sekundę – Panasonic robi ich 30 przy rozdzielczości 640×480. Żadnych przeskoków.

Czy wspomniałem o wielopunktowym autofocusie, dzięki któremu zdjęcie grupy osób zawsze wychodzi z ostrymi twarzami?

A zatem plebejusze niech sobie kupują te iPhony, Omnie, Satio czy inny shit. Ja zamierzam się modlić tylko do jednego, jedynego aparatu na świecie:

Panasonic VIERA P906i

Nie, to nie jest nadruk. To jest drugi, zewnętrzny wyświetlacz. Napis 2300 (godzina) jest po prostu wyświetlony na czarnym tle:
(na wszystkie zdjęcia można i należy kliknąć)

Panasonic VIERA P906i

Ready to Home Cinema:

Panasonic VIERA P906i

I żeby nie być gołosłownym, oto dwa zdjęcia zrobione tym aparatem, ale w ZMNIEJSZONEJ rozdzielczości (do 3,7 Mpix).

Pierwsze: tak wygląda tryb MACRO, przy którym nawet mój Olympus się chowa:

Photo by Panasonic VIERA P906i

A tak wygląda portrecik zwierzątka:

Photo by Panasonic VIERA P906i

Myślisz pewnie, że to cudo jest wielkie, ciężkie i niewygodne? No cóż, waży 143 g, bateria trzyma w codziennym użytkowaniu od 3 do 5 dni a w ręku leży całkiem przyjemnie. Co widać na filmiku testowym, nakręconym przez jednego ze szczęśliwych posiadaczy:

Panasonic VIERA P906i, Panasonic Corporation, 2008
cena: ok. 2000 zł (eBay)

Insignum w BuyVIP

2010-02-23

No proszę, nawet się nie spodziewałem, że notka o zagarkach tak mocno rozszerzy target czytelników mojego bloga. 🙂 W komentarzach tego nie widać, ale moja skrzynka mejlowa (a przecież trzeba się natrudzić, żeby znaleźć mój e-mail w panelu po prawej) spuchła. A zatem kilka dodatkowych informacji i wyjaśnień.

1. CZY MARKI WIRTUALNE TO PODRÓBY?
Nie. Podróba, jak sama nazwa wskazuje, ma udawać jakiś istniejący produkt – najczęściej wysokiej jakości lub o wysokiej cenie. Podróbą jest zatem lewy G-Shock ze wskazówkami (których w oryginale danego modelu nigdy nie było) albo Breitling z kopertą ciosaną toporem lub odlewaną na domowym palenisku.
Marki wirtualne nie są podróbami, gdyż zwykle nie udają istniejących brandów (chyba, że nazwa jest bardzo zbliżona do jakiejś mocnej marki – przypomnę nieśmiertelnego Panasonixa). Są grupą towarową nastawioną na szybki zysk za pomocą wprowadzenia klienta w błąd, że coś swoją marką reprezentują. Czysty marketing. Ale wprowadzają go w błąd na tyle mądrze, że nie da się ich producentów czy dystrybutorów oskarżyć o oszustwo, plagiat i co tam jeszcze przyjdzie do głowy. Po prostu zegarek wirtualnej marki jest obiektywnie nic niewart, choć subiektywnie ktoś może go kochać miłością nieskończoną.

2. A CO TO JEST INSIGNUM?
Pytania te wynikają z najnowszej kampanii sprzedażowej BuyVIP, która to firma postanowiła posprzedawać trochę zegarków tej marki.
No więęęęc: Insignum robi fantastyczne paski do zegarków i w ogóle rzeczy ze skóry. Same zegarki produkuje jakieś cztery czy pięć lat. Czy są warte swojej ceny? Nie wiem. Dla mnie nie. Jeżeli mam wybór pomiędzy jakimś niemieckim nowym brandem z mało znaną historią (czy też: bez historii) a stareńką firmą, która tłukła zegarki od stu lat – zawsze poprę tę starą.
Ale dzisiejszy świat marketingu opiera się na nowych brandach. Reserved. Bershka. Pull&Bear. Actimel. Kuchenki mikrofalowe Amica. Nowe nie znaczy złe, chociaż prestiżu raczej nie dodają.
Insignum to piękna nazwa, pojawiła się w wielu rodzajach usług (luksusowa karta kredytowa), produktów (Opel Insignium) itd. Co się kryje za ową cudną nazwą? No cóż, może się kryć wszystko. Za Oplami na przykład legendarna technologia General Motors (pamiętacie powiedzenie „Ford gówno wort”?).

3. ZEGARKI ZA STO TYSIĘCY
Pytano mnie też, dlaczego kompletnie pominąłem zegarki kosztujące od 50 tysięcy wzwyż. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wydawanie takich pieniędzy na zegarek jest nonsensem. Po drugie, nie jestem islamistą z haremem, żebym miał się zajmować tego typu zabawkami. A zatem o Vacheron Constantinie, Piagecie, IWC i tym podobnych nic pisać nie zamierzam, bo i po co. Wypierdy mamuta istnieją w każdej kategorii produktowej i moim zdaniem szkoda na nie czasu.

Wrócę jeszcze na chwilę do listy gównianych zegarków. Otóż znalazłem jeszcze dwa miejsca, na których znajduje się o wiele więcej wirtualnych marek niż w moim poprzednim poście. Pierwszą listę zrobili edytorzy trustedwatch.com, drugą można znaleźć na forum Allegro: Wystrzegaj się obciachu.

Jak kupić zegarek

2010-02-22

Dawno nie było nic o stylu i modzie, prawda?

Pytanie z tytułu z pozoru wygląda na proste. Najszybszą odpowiedzią jest: pójść i kupić w sklepie.
Ale bardziej chodzi o to, na co wydać pieniądze, żeby nie przepłacać za fałszywą markę, naciągany marketing i tak dalej. Zabierzmy się zatem za wyjaśnienie kilku spraw.

1. WIRTUALNE MARKI
Co jakiś czas pojawiają się kolejne super okazje. „Kup wspaniały, renomowany zegarek Galileo Ulysse Nardin Astrolabium, sprzedawany po 15.000$, ale tylko dzisiaj, tylko u nas, za 999$ z wysyłką!”. Jeżeli ktoś chce sobie obejrzeć taki chujowy badziew, może kliknąć tutaj.

Technika tworzenia wirtualnej śmieciowej marki jest zwykle podobna. Mała firemka, zlecająca produkcję w Chinach lub HongKongu, tworzy wypchaną Flashem i innymi wodotryskami stronę internetową. Wstawia 20 zdjęć zegarków w abstrakcyjnych cenach. Nazywa je piekną nazwą. Buchner & Bovalier. Louis Valentino. Aeromatic 1912. I tak dalej. Następnie wystawia kilka aukcji na eBayu, Allegro i w paru innych miejscach z niezwykle atrakcyjnymi cenami. I wskazuje adres internetowy, która sama stworzyła. A jelenie kupują.
Podstawowe fakty: zegarki o nie najlepszej jakości, wypchane wodotryskami (choć niekoniecznie), w nonsensownych cenach oficjalnych, po których nikt nigdy nie kupił żadnego egzemplarza.

Jeżeli uważasz, że kupowanie w „elitarnych” miejscach jak BuyVIP przed czymś cię uratuje – jestes w błędzie. BuyVIP ma całe mnóstwo taniego szajsu o wirtualnych markach, czasami tylko doprawianymi jakimiś rzeczywiście istniejącymi (Diesel, CK, Nike). Ale ostatnio wprowadzili na rynek dokładnie taki zegarek wirtualnej marki: Andre Belfort.

shit

shit

I wiecie co? Nawet nie wiadomo, czy oni to naprawdę powyprzedawali czy tylko dołozyli napisik promo. Żeby było jeszcze śmieszniej, zegarki te stoją obok majtek legendarnych firm Unno (!) i Hanro (!!!). Śmiech na sali. 🙂

Oto lista wirtualnych marek, których należy się szczególnie wystrzegać. Niepełna niestety, bo codziennie powstają nowe:
Aeromatic 1912, Adee Kaye , Apogeum [głupoty zapewne – przyp. Mr Ge], Astroavia, Bernadino, Buchner & Bovalier, Cavadini, Centia, Claude Valentini, Denacci, Dufour, Ernest Rochet, Galileo, Glashaus Hamburg, Jeane Melaine, Jacques Cantani, Jean Jacot, Joseph Gurbry, Krug Baymen, Laurine, Leutwyler & Sohne, Louis Bolle, Louis Valentino, Maria Giesen, Montres Allison, Newton Sons, Nomex, Olivier Witteaux, Oskar Emil, Ottimo, Paul Stevens, Pierrini, Raschke Glashette, Rene Barton, Robert, Roebelin & Graef, Ryothlin, Rudolph Ryottli, Theorema [naogladali się Passoliniego w tych Chinach? – przyp. Mr Ge], Tom Tuder, Torgeon, Steinhausen, Wilhelm Ryohling, Vidar.

2. ZEGARKI MODOWE
Tutaj znajdziemy dwie kategorie.
Pierwsza to zegarki jednorazowe, które nie udają niczego lepszego niż są. Należą do nich sensowne marki odzieżowe ze średniej półki, które dodatkowo do oferty dokładają zegarki. Na przykład Aldo, Next, Marks&Spencer, River Island, Nike itd. Kupujesz zegarek za stówę, nosisz przez sezon i wyrzucasz. I o to chodzi. Mam lub miałem kilka i bardzo je sobie chwalę (dopóki nie umyjesz rąk bez ich zdejmowania…).

Druga kategoria jest bardziej obrzydliwa. To tzw. wielkie marki, które dają z zewnątrz swoje drogie logo a do środka pchają najtańsze mechanizmy Timexa czy Casio. Należą do nich: Tommy Hilfiger (ha! mam ze dwa!), Calvin Klein (Metka Boska), Prada, Giorgio Armani (też Metka Boska), Versace itd.
Zegarki modowe są kiepskiej jakości, zupełnie nieadekwatnej do ceny, za to ładne i lansiarskie. Takie dresy z górnej półki. Wydawać na nie pieniędzy nie warto, bo za takie ceny można mieć naprawdę dobre zegarki legendarnych firm jak Doxa, Tissot, Adriatica, Longines, czy też nieśmiertelny Atlantic. Ja się przed urodą dwóch Hilfigerów nie obroniłem, ale przynajmniej mam świadomość błędu. 🙂

Kompletnym odlotem jest Cerruti 1881. Otóż firma ta już dawno sprzedała prawa do logo na biżuterię jakiemuś handlarzynie i nikt od Cerrutiego nawet na oczy nie widział projektów zegarków czy obrączek sygnowanych tą marką. 🙂

Idea zegarków modowych z górnej półki cenowej to sprzedaż pospólstwu dobrego samopoczucia. To tak jakby Warszawiak kupił 50-calową plazmę logowaną przez Armaniego (za 12 tysi), podczas gdy w rzeczywistości jest to po prostu Sony za piątkę. Ale logo się liczy. Metka Boska lub jej małżonka pewnie rzuciłyby się na taki TV-set od razu. 😉
Albo tak jak ja kupiłem Samsunga P520 tylko dlatego że był śliczny i miał logo Armaniego.
Albo tak jak TY zastanawiałeś się nad kupnem shitofonu LG tylko dlatego, że jest na nim napis Prada. 🙂

3. PRAWDZIWE ZEGARKI
Nareszcie przechodzimy do najprawdziwszych zegarków, zwykle z rodowodem szwajcarskim i czesto o tradycji w okolicach stu lat. W takim zegarku możesz pojawić się wszędzie – no, może poza klubem czy dyskoteką.

Możesz je zwykle zakładać albo do garnituru albo jeansów (każda firma ma odrębne serie). I nieważne ile kosztują – od 200 do ponad 40 tys. zł. Zawsze będą to zegarki z klasą. Bo to nie jest prawda, że człowiek bez pieniędzy nie może mieć klasy. Może. Na przykład przepiękne w swojej prostocie zegarki Adriatica:

adriatica

…są wyjątkowo wysokiej jakości, choć kompletnie nikt by się tego nie spodziewał po niskiej cenie (od 200-300 zł). Do podobnej grupy cenowej należy też na przykład Grovana:

grovana

Legendarny Atlantic także od dziesiątek lat robi swoje: ładne, proste, świetne zegarki do noszenia przez całe lata. Twój ojciec pewnie go miał.
Tańsze Certiny i Tissoty to także konserwatywna elegancja, która podkreśli twoją klasę za cenę 700-900 zł:

certina tissot

W cenach nieco wyższych znajdziesz rzeczy przepiękne i z klasą na tyle wysoką, że nie będziesz się swojego zegarka wstydził nawet na poważnych rozmowach handlowych w koncernie międzynarodowym. Bywają różne w wyglądzie, ale nawet ktoś z zacięciem sportowym znajdzie bez problemu coś fascynującego.
Jak na przykład Certinę DS Action:

Certina Action

Chociaż na okazje służbowe lepsze będą zegarki spokojniejsze, kosztują zwykle między 1200 a 1800 zł:

Tislalode

hamilton

Stowa

I wreszcie creme de la creme z tej półki cenowej. Przepiekna MECHANICZNA Davosa. Niestety zegarki mechaniczne mają tolerancję od kilku do kilkunastu sekund spóźnienia na dobę i trzeba pamiętac o jej nakręcaniu. Ale zegarek mechaniczny ma taką duszę i taka klasę, że warto się poświęcić:

Davosa

4. ZEGARKI LUKSUSOWE
Do tej strefy zakupowej znakomita wiekszość ludzi nigdy w życiu nie dotrze. Ale jeżeli kiedyś będziesz mógł i miał możliwość, zakochaj się i kup coś, co będzie ci służyło do końca życia.

Absolutnie boski, genialny i wielki. Cóż tu dużo mówić, po prostu chodząca magia. Breitling Avenger Seawolf Chrono.
Uważaj, to aktualnie najczęściej podrabiany zegarek świata! Jeżeli kosztuje poniżej 8 tysięcy złotych (żadnych aukcji, darling, żadnych eBayów i Allegro), trzymaj się od niego z daleka. Chyba, że sprawdzisz go u dobrego zegarmistrza.

Breitling

A gdy już przestaniesz być rozwydrzonym bachorem i uznasz, że czas stać się dorosłym, spokojnym, bogatym mężczyzną, zaczniesz kupować zegarki najbardziej klasyczne z klasycznych. Jak ten złoty Audemars Piguet.

I co z tego, że spóźni się dziesięć sekund na dobę?
Że nikt nie będzie wiedział, co to kurde jest?
Nie muszą wiedzieć. Ruski plebs kupuje Maurice’a Lacroixa lub Patka Philippe’a, mężczyzna z prawdziwą klasą jeśli nawet nie kupuje (bo go nie stać lub boi się go nosić) to kocha bezgranicznie i miłością nieskończoną takie właśnie cudo:

Audemars Piguet

5. KAŻDY LEPSZY NIŻ ŻADEN
W zasadzie powinienem to napisać na początku. Otóż nie ma większej wiochy i słomy z butów niż nie noszenie zegarka w ogóle i sprawdzanie godziny na komórce. W tym miejscu już nawet nie chcę marnować wyzwisk, które zostawię sobie na jakiś kolejny temat.

Bo mężczyzna nosi zegarek. Nawet jeśli będzie to Wostok.

Przed zakupem zawsze poczytaj i zapytaj mądrzejszych: Klub Miłośników Zegarów i Zegarków

Czytanie książek szkodzi

2010-02-21

Jak wiadomo, czytanie książek szkodzi. Na szczęście 35 milionów nadwiślan wzięło sobie przestrogi do serca i nie składa literek z niczego poza „Faktem”, dzięki czemu zdrowa tkanka społeczna pozostaje nienaruszona. Co prawda jest jeszcze ten milion odszczepieńców, ale to, że nie udało się ich wyeksterminować podczas pierwszej kadencji pisowskiego faszyzmu nie oznacza, że druga próba nie będzie udana. Ale who cares.

Mam to szczęście, że dzięki hektolitrom Smirnoffa zostałem (wraz z paroma innymi osobami) uwieczniony w literaturze jako prototyp paru postaci z książek fantasy. Co prawda wdawać się w szczegóły nie lubię, bo postaci te to (kolejność dowolna): zbrodniarz, właściciel burdelu i… nie, tego to ja już nawet nie napiszę.

Teraz trafiłem na coś wspaniałego. Otóż zapewne nie wiecie, że Teresa również została uwieczniona. Dla osób, które odgadną, w jakiej książce występuje, ufundowałem nagrodę w postaci prawa do postawienia mi trzech szklanek whisky i spędzenia w moim wyjątkowym i genialnym towarzystwie co najmniej sześćdziesięciu minut.

A tymczasem od dzisiaj będę ją nazywał Teresą Padłocycką.
Cheers!

PiS a NSDAP

2010-02-18

„Uważam PiS za współczesną wersję narodowego socjalizmu.” Siedem słów, które spowodowały kolejną polityczną wojenkę, choć w rzeczywistości wszyscy wiedzą, że Miller po prostu ma rację. Aby nie wchodzić w buty kaczyńskiego, którego głównym celem zawsze i wszędzie jest manipulacja, przytoczę resztę tekstu Leszka Millera:

————————————————
Powiem państwu wprost: uważam PiS za współczesną wersję narodowego socjalizmu. I zdaję sobie sprawę, jak to brzmi. Ale gdyby NSDAP odciąć od tej części programu, która dotyczyła eksterminacji Żydów, planów pozyskania przestrzeni życiowej dla Niemców i ograniczyć do warstwy socjalnej, prawnej, postulatów budowania silnego państwa, ograniczania praw obywatelskich, wówczas jej program będzie bardzo podobny do programu Prawa i Sprawiedliwości. Kiedy czytałem przemówienie Hitlera do prawników niemieckich, chyba z 1936 roku, natknąłem się na następujące zdanie: „Mnie nie interesuje prawo, mnie interesuje sprawiedliwość”. Gdyby powiedział to Kaczyński, całe PiS by klaskało. Szanuję ich elektorat, ale jestem zdania, że taka retoryka może doprowadzić do bardzo poważnego konfliktu. O ile PO powinna być przez SLD traktowana jako normalny, demokratyczny konkurent do władzy, o tyle PiS musi być traktowane jako wróg. Także dlatego, że jest to partia antysystemowa. Istotą jej programu jest negacja ostatnich 20 lat polskich przemian. PiS chce wrócić do roku 1990 i zbudować wszystko od nowa – tym razem na swoich warunkach. Pozostaje tylko się cieszyć, że od 2004 roku jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Jej mechanizmy, procedury, prawa obywatelskie – to wszystko jest kotwicą, która nie pozwoli Polsce zejść z drogi, którą od 20 lat podąża.
———————————-

Cała rozmowa: Kultura Liberalna

Alexander McQueen & Lady Gaga

2010-02-18

Świetna Norwegia

2010-02-16

Didrik Solli-Tangen

Zwykle kraj goszczący konkurs Eurowizji nie wygrywa drugi raz. Ba, zapodaje jakiś muzyczny koszmarek zgodny z ideą, żeby „nie było tak samo jak rok wcześniej”.

A tu Norwegowie zrobili psikusa. Piosenka kompletnie inna od Rybaka – fakt – ale powiedzmy sobie szczerze: świetna. Ja w ogóle lubię romans śpiewaków operowych lub musicalowych z popkulturą i po wysłuchaniu kilka razy 23-letniego Didrika Solli-Tangena nadal uważam to za fajne połączenie. No cóż, Mroziński ma przy nim znacznie mniejsze szanse, ale wciąż uważam, że TOP 10 osiągnie.

Przy okazji te wszystkie wyjące i piszczące polskie cycki mogłyby się poduczyć jak się robi hitową balladę. Naprawdę by im nie zaszkodziło.

Didrik Solli-Tangen „My heart is yours”, Melodi Grand Prix 2010

I mała niespodzianka dla eurowizyjnych onanistów, czyli aria „Torna a surriento” zaśpiewana przez Didrika ze skrzypcami… Alexandra Rybaka. Powiem szczerze, że dwa obecnie najgorętsze nazwiska Norwegii wyglądają razem słodko. 🙂

Didrik Solli-Tangen & Alexander Rybak „My heart is yours”, TV-premiere

A nie mówiłem?

2010-02-14

To pisałem ja, Gejowski. Prorok Gejowski.

[Lucy, otwórz wreszcie tego szampana! Korkiem w ścianę, nie w Metkę Boską!]

Rozczarowujący WPP

2010-02-12

Zawsze z dużą ciekawością czekam na luty, kiedy to ogłaszane są nagrody World Press Photo. Niestety nagrody 2010 są kompletnie bez sensu i do dupy. W jednym przypadku dosłownie.

Nudzą mnie już martwe zwierzątka, płaczące dzieci i wydzierające się islamistki. To takie nineteen-nineties. Tymczasem panowie z WPP z uporem godnym lepszej sprawy wciąż się onanizują tego typu fotkami, które równie szybko wpadają w oko jak z niego wypadają.

Z całej sterty nagrodzonych zdjęć tylko dwa nadają się przynajmniej do pokazania. Pierwsza to fotka z niespodziewanego ataku Talibów (David Guttenfelder):

David Guttenfelder

A druga? No cóż, nawet w biednych krajach każdy zasługuje na odrobinę luksusu. Na przykład świetlik w suficie:

Kent Klich
(Kent Klich, mieszkanie w Strefie Gazy)

That’s all. Jeśli się nudzisz i chcesz pobrylować w towarzystwie jojczeniem, jak to World Press Photo spadło na psy, skatuj się resztą zdjęć.