Archive for Sierpień 2009

Tancerz

2009-08-31

Są takie książki, które po przeczytaniu trzeba odłożyć na półkę i przed napisaniem lub powiedzeniem czegoś na ich temat odczekać miesiąc lub dwa. Zwykle są to pozycje typu „żyletką po mózgu”, tak jak „Strach” czy wspomnienia sekretarki Rumkowskiego. Czasem jednak bywa to powieść, która po prostu ma w sobie potężny ładunek emocji – do tej grupy należy „Tancerz”.

Colum McCann TancerzTo nie jest biografia Rudolfa Nuriejewa, chociaż była tak reklamowana. Nie znajdziesz tutaj listy spektakli baletowych czy też ról, które zatańczył. W zasadzie nie znajdziesz nawet szczegółowych dat. Wszystkie te rzeczy są bowiem nieważne, jeżeli Twoim celem jest poznanie człowieka z jego wadami i zaletami a nie artysty, który zrobił niewyobrażalną karierę mimo wszystkich przeciwności losu.

McCann skupia się na opisywaniu emocji i uczuć, ale nie robi tego plebejsko za pomocą wkładania w usta bohatera kolejnych kretynizmów (do czego przyzwyczaiły nas te wszystkie Coelha i inne barachła). McCann opisuje uczucia ludzi, którzy dla Nuriejewa w danych momentach życia byli ważni. Choćby uczucia matki czy ojca, którzy po ucieczce Rudolfa z ZSRR na Zachód żyli w rozdarciu pomiędzy dumą z jego sukcesów a strachem przed nękającą ich bezpieką. Poznajemy jego przyjaciela Victora, z którym co prawda nie sypiał, za to uczestniczył w orgiach i orgietkach w Londynie, Paryżu czy u Warhola.

Sam Nuriejew wypowiada się tutaj rzadko a jeśli już to prostymi zdaniami kancelisty odnotowującego kolejny fakt. Poznajemy jego postać, charakter i sposób myślenia poprzez opisy osób trzecich. Zabieg niezwykle ciekawy, bo dzięki temu widzimy jak bardzo odmienne bywają oceny naszych zachowań w oczach różnych ludzi. Robią zdjęcia, fotografie stanów umysłu zarówno swoich jak i Nuriejewa, nie zawsze linearnie. I bardzo rzadko te fotografie zgadzają się z naszymi wyobrażeniami o sobie samych.

Dwa małe fragmenciki:

„Victor osłabł z wyczerpania, zabrano go do szpitala. Potem przyszedł do Studia 54 jeszcze z kroplówką w żyle. Ciągnął metalowy stojak po parkiecie pod wirującymi światłami. Wkrótce wszyscy wiwatowali, bili brawo i gwizdali.
Victor skłonił się, zajął boks w odległym kącie, poprawił worek z płynem i próbował postawić wszystkim kolejkę, zanim zasłabł ponownie. (Bardzo by mu się podobało, gdyby mógł się widzieć, bo wynosił go nie kto inny jak Steve)”

(…)

„Po godzinie Victor poczuł się lepiej, jakby pogodził się z samym sobą, zlany potem i napastowany przez mężczyzn, którzy go pożądali, ale później, kiedy pił przy stoliku szampana z bogatym projektantem mody, nagle zjawił się Rudi – halo, Rudi, to Victor Pareci – i Victor poczuł w żołądku skurcz rozpaczy, kiedy Rudi popatrzył na niego, natychmiast znienawidzili się wzajemnie, dostrzegli pewność siebie, ale zauważyli też zwątpienie, tę niebezpieczną mieszankę, ogień i próżnię, obaj mężczyźni wiedzieli, że są do siebie podobni, a te podobieństwa ich irytowały, wyszedłszy z brudnych slumsów świata na salony bogaczy, wiedzieli, że są krawędzią monety i bez względu na to, ile razy zakręci się moneta, zawsze pozostaną krawędzią, że bogacze tego nie rozumieją, ale nie rozumieją też ubodzy, i wszystko to uczyniło ich nienawiść namacalną, a ulga przyszła dopiero wtedy, kiedy rozeszli się w przeciwległe krańce klubu, ale po chwili rozpoczęli pojedynek na parkiecie, patrząc, ilu chłopców potrafią przyciągnąć, jedynie Victor mógł przeżyć pojedynek z Rudolfem Nuriejewem, bo to był teren Victora, nawet jeśli Victor był niewysoki, ciemny i niemodnie wenezuelski – mały wzrostem, owszem, ale duży wszędzie indziej! – był podziwiany na parkiecie dużo wcześniej, niż podziwiano go w łóżku, kołysanie bioder tak przesadne, że nogi zdawały się oddzielone od ciała, koszula zwinięta i związana, żeby pokazać ciemny płaski brzuch, i zaczęła się między nimi dziwna wojna, pod obrotowymi światłami, w rozgrzanym powietrzu, w wielkiej komorze bębnów gitar głosów, póki nie nadeszło zaciemnienie, nawet nie mrugnięcie elektryczności…” (i tak dalej, jeszcze dwa razy tyle)

Colum McCann „Tancerz„, Muza 2004

Hangover

2009-08-31

Poszliśmy wczoraj na film, który trafiłby do TOP5 najgorszych widzianych przeze mnie wykwitów hollywoodzkich, gdyby nie drobiazg, że pojutrze nie będę pamiętał nawet jednej sceny (o tytule już nie wspominając).
To przeżycie mistyczne obejrzeć coś, czego nawet nie da się skrytykować. 🙂

A poza tym uważam, że „Rzeczpospolita” powinna zbankrutować.

Sprawy bieżące

2009-08-28

Nazbierało się takich różnych drobiazgów, że hej. Ale jakoś tak nie mogłem się zmusić do przysiąścia fałdów i napisania poszerzonych notek, więc będzie w kupie.

—————————————————————–

Jednym z najzabawniejszych cytatów, jakie słyszałem w ostatnich kilku latach jest hasło niejakiego Targalskiego, który przejdzie nim zapewne do historii mediów. „Ja tu wszędzie widzę stare kobiety, jakieś złogi gomułkowskie”. Abstrahując od poziomu schamienia tego tekstu jest to absolutny tip-top.
Cytat ten (podobno niedokładny, ale kogo to w gruncie rzeczy obchodzi) przypomniał mi się gdy przejrzałem dzisiejszą Wyborczą – a w zasadzie dodatek łódzki. Wszędzie widziałem wypowiedzi i zdjęcia starych kobiet. Tymczasem dwa dni temu poszliśmy z egusiem, mężem oraz Teresą z jej przyszłym-niedoszłym do Manufaktury. Od tych fantastycznych, roześmianych, ślicznych chłopców, facetów i dziewczyn mówiących po hebrajsku, włosku, francusku i angielsku rynek Manufaktury aż kipiał.
Dlaczego jak mówimy o Żydach to kończy się zawsze tylko na martyrologii? O ileż lepszym efektem wychowawczym i edukacyjnym byłaby prezentacja młodych Żydów, potomków tych, którym udało się przejść przez getta? O mało nie dostaliśmy skrętu karków od oglądania się za chłopakami rozmawiającymi z uśmiechem ze swoimi ojcami i dziadkami z pejsami. Radosnymi, zadowolonymi, szczęśliwymi. To dla nich Żydzi przelewali krew, to ich nie ma sposobu nienawidzić nawet jeśli wyssało się antysemityzm z mlekiem matki.

—————————————————————–

Augustowskie noce wymagałyby mnóstwa zdjęć i co najmniej dziesięciu tysięcy znaków. Zdjęć zamieścić z powodów oczywistych nie mogę, na tekst nie mam sił. Ale było bosko.

—————————————————————–

Witkowski wydał „Margot” i z góry zapowiadam, że na pewno będzie z tego recenzja. Jak już książeczka przyjdzie.
Zwalił mnie z nóg pomysł promocyjny, czyli stwierdzenie Witkowskiego, że on wcale nie jest gejem. Teraz przez dwa miesiące kolorowe pisemka będą się zastanawiać, co poeta miał na myśli. Otóż, moi drodzy, miał na myśli biseksualizm. A dokładniej fakt, że wśród zdrowej części społeczeństwa (chłopcy ze wsi, tirowcy) obowiązuje zasada „raz dziewczynka raz chłopaczek” i nikomu to w gruncie rzeczy nie przeszkadza pod warunkiem, że się o tym nie rozmawia. To ta fajniejsza odmiana hipokryzji.

—————————————————————-

Litwini rakiem próbują pozmieniać jakieś drobiazgi w swojej bolszewickiej ustawie, skończy się to rzecz jasna jeszcze większym kretynizmem. Może wtedy byśmy wreszcie zastanowili się nad wywaleniem ich z Unii Europejskiej? Przecież oni wcale jej tak naprawdę nie chcieli. Zależało im tylko na tym, żeby wstąpić do NATO. Też nie wiem po co, skoro zrobili sobie litewską republikę sowiecką, tyle, że w skali mini z wymarłymi wsiami i obsychającymi polami (widziałem!).

—————————————————————-

A poza tym uważam, że „Rzeczpospolita” powinna zbankrutować.

Ryga

2009-08-17

Nadal cukierkowo, ładnie i drogo.

Łodzianie mają nową tradycję z pocieraniem nosów paskudnych rzeźb, jakimi upstrzył Piotrkowską Szytenchelm; Łotysze z kolei wieszają kłódki na mostku. Ponoć daje to gwarancję trwałego związku, co w kraju w którym 75% kobiet miało aborcję a 80% małżeństw rozpada się w ciągu 10 lat może mieć jakies mistyczne znaczenie.

Nic jednak nie przebije widoków gołych Włochów pod prysznicem. I Hiszpanów. I jednego Japończyka. I trzech Niemców. I w ogóle.

Riga

Riga

Riga

A poza tym uważam, że „Rzeczpospolita” powinna zbankrutować.

Torchwood

2009-08-09

Dzisiejszy telewizyjny przemysł rozrywkowy opiera się na serialach. Marketerzy zrozumieli już jakiś czas temu, że ludzie lubią oglądać to co znają (stąd sterty podrób Bonda na Polsacie) a serial jest idealnym sposobem na wyciągnięcie stałej kasy za niezły target. Zalewu pomysłów jednak nie ma. Zdarza się czasem coś wyjątkowego i oryginalnego, ale bardzo rzadko. Nawet „Six Feet Under” był produktem wtórnym, łączącym w nowatorski sposób stare pomysły: obawa przed śmiercią, ironia nieprzyjemnego bohatera i tak dalej.

Torchwood jest pokłosiem zarabiania na starych pomysłach od A do Z. W zasadzie jest to taki Doktor Who dla dorosłych (oryginał jest skierowany do nastolatków). Torchwood jest przepełnione mrocznością, prostymi zabiegami psychologicznymi, dorzucono do tego sporo mgły z horroru, centralę rodem z przedwojennego „Frankensteina”, pomysły wyświechtane jak stare kalesony. W sumie spore rozczarowanie, ale rozczarowanie… wciągające. Jak badziewny Heroes.

Pierwszy sezon jest okropny. Zarówno merytorycznie, filmowo, jak i w zakresie pomysłów, których recycling jest doprowadzony do absurdu. Jednak niestety trzeba go przetrwać, bo bez zapamiętania zawiązywanych w nim wątków „dwójka” (znacznie lepsza choć bardziej przyziemna) będzie niezrozumiała. Ale to właśnie z końcówki pierwszego sezonu pochodzi ten cudowny, pretensjonalny do bólu fragment (23 MB), który zamieszczam poniżej. Kapitan z Torchwood bez przymusu daje kapitanowi z 1941 roku to, na co ten drugi nigdy nie miałby już szansy – umrze bowiem za wolność Wysp następnego dnia.

Torchwood

A zatem: może nie jest to dzieło wybitne, ale z braku laku i na wakacyjne nudy: akurat. No i ten cudowny brytyjski akcent!

A poza tym uważam, że „Rzeczpospolita” powinna jak najszybciej zbankrutować.

Myślisz, że jesteś bezpieczny?

2009-08-03

Gays in Israel attacked by gunman

Całe mnóstwo ciot – szczególnie tych pochowanych w szafach, z których wychodzą tylko na szybki seksik bez gumy w krzakach – uważa że otwarta walka o prawa gejów jest bez sensu. Przecież to jest głupie. Można posiedzieć w domu z zasuniętymi zasłonami. Można przemknąć się pod ścianą bloku. Można wyskoczyć do gejowskiego klubu, z którego po szybkim załapaniu kolekcji wirusów WZW od A do C plus HIV gratis można wyjść i schować się za zasłonami.

No więc, czasem nie można.

Gays in Israel attacked by gunman

Tel-Awiw jest europejską wyspą na Bliskim Wschodzie. Jest to jedno z najbardziej cywilizowanych miast także na tle Europy. A mimo to zdarzyło się to, co się zdarzyło. Dokładnie to samo, choć zapewne zamiast pistoletów w grę wchodziłyby rozbite butelki, może zdarzyć się pod Narragansetem, pod Toro, pod Volierą, pod Cottonem.

Der SturmerBo prawdziwą pożywką dla takich sytuacji jest degradacja człowieka do poziomu zbędnego śmiecia – tak jak ostatnio próbowała to zrobić w zawoalowanej formie „Rzeczpospolita”. Tak samo postępowali hitlerowcy: ich machina propagandowa (Der Sturmer chociażby: można kliknąć na obrazek po prawej i obejrzeć jeden z wykwitów tego typu umysłu) wpajała Niemcom, Wehrmachtowi i SS-manom, że Żyd nie jest człowiekiem lecz zwierzęciem. Im się udało.
Czy uda się Krauzemu i Jankemu przekonać Polaków, że gej to to samo co koza a związek dwóch gejów jest tym samym co zoofilia? Miejmy choćby nikłą nadzieję, że nie.

Tym razem na poniższych noszach leży Izraelczyk. Nie łudź się, że następnym nigdy nie będziesz ty, „nie budzący skojarzeń” geju z szafy. Masz dokładnie takie same szanse.

Gays in Israel attacked by gunman

fot. Associated Press, Getty Images, Wikipedia, Agence France Presse

To dlatego uważam, że „Rzeczpospolita” powinna jak najszybciej zbankrutować.

Nasza sprawa 2

2009-08-03

Wielokrotnie wypisywałem tutaj, co myślę o tzw. klikowych działaczach, których działania polegają na jojczeniu nad klawiaturą. Celuje w tym Teresa i Metka, ale to tylko takie sobie wzięte z nieba przykłady. Równie dobrze mógłbym wymienić tutaj nicki wszystkich komentujących częściej lub rzadziej.
Ponieważ robię wszystko, żeby w gronie klikowych działaczy się nie znaleźć, apeluję:

– prawdopodobnie walka z Rzeczpospolitą jest przegrana;
– być może kłóci się z poczuciem wolności słowa u niektórych z was

ale

– jeśli wolnością słowa ma być porównywanie mojego związku do pierdolenia kozy, to to nie jest dla mnie wolność słowa;
– zatem skoro nie mogę pomóc bezpośrednio, pomogę pośrednio, wspomagając ludzi, którzy mają jeszcze siłę babrać w rzeczpospolitowym błocie;
– i wpłacę darowiznę na obsługę prawną pozwu przeciwko „Rzepie”.

Stowarzyszenie Otwarte Forum
81 2130 0004 2001 0460 1332 0001
Tytuł wpłaty: Darowizna na cele statutowe Stowarzyszenia, hasło: ‚nasza sprawa 2’

Zamiast wydawać 50 zł na kolejne plastikowe majtki, zrób z nich lepszy użytek, pomóż tym, którzy stoją z otwartą przyłbicą.

Nasza sprawa

A poza tym uważam, że „Rzeczpospolita” powinna zbankrutować.