Metka ma zwyczaj wydzwaniać po znajomych tylko raz dziennie – gdy jedzie samochodem na dłuższej trasie. Wczoraj wpadł do mnie (osobiście, łał) z zaszokowanym wyrazem twarzy, usiadł milcząc i tak dłuższą chwilę posiedział. Ups, pomyślałem, jest źle. Metka milcząca to zjawisko niespotykane.
Przemówił.
– Zadzwoniłem do Teresy w piątkowy wieczór. Chwytasz? W piątkowy wieczór. Zapytałem co słychać. I wiesz co ona mi odpowiedziała? „Gotuję zupę”.
(dziesięć sekund ciszy, siedzieliśmy jak sparaliżowani)
– Rozumiesz? „Gotuję zupę”. A potem wrzasnęła do słuchawki dzikim rykiem, takim wiesz, teresinym. O mało nie wpadłem na pobocze i pytam co się stało. „Nie mogę znaleźć pokrywki”.
(dwadzieścia sekund ciszy, trzy słupy soli na fotelach)
– To co, musimy poszukać kogoś nowego do towarzystwa, nie? – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. – Teresa włócząca się od Krakowa do Warszawy w celu gotowania zupy to już tak jakby nie ta sama Teresa…
Pomilczeliśmy jeszcze chwilę. R.I.P. odŚwiętna Tereso, long live Tereso Patronko Garów.
Rozeszliśmy się w milczeniu.